Nawigacja
Michał Górecki: Razem czy Osobno
Pamiętam te odległe czasy kiedy harcerskie dyskusje nie dotyczyły
spraw wielkich dla Związku, tylko o wiele bliższych zwykłemu
harcerskiemu życiu. Kiedy można było toczyć zacięte boje z innym
szczepem o to czy serwowanie posiłków na obozie powinno odbywać się w kuchni,
czy w namiocie stołówkowym (oczywiście że w stołówce! :P)
Fajne to były czasy, a że wpadłem w nastrój wspominkowy spróbuję
bardziej dojrzałym okiem spojrzeć na obozy organizowane przez moje
ówczesne środowisko - Szczep 205 WDHiGZ im Mariusza Zaruskiego.
Zresztą podobnych do innych w hufcu, pewnie i chorągwi, a także innych
w Polsce. Czyżby?
Może teraz też, będą się bronić - bardziej dojrzałymi argumentami?

Najpierw napiszę tylko, że przepraszam z góry te osoby, których model
obozowy w jakiś sposób skrytykowałem. Wiem, że takie rzeczy są często
najważniejsze, a ja sam zaliczyłem na ten temat nie jedną kłótnię z
moja żoną :) Tak więc to co napiszę to moje zupełnie subiektywne
zdanie :)

Prawdę mówiąc stosunkowo dość późno dowiedziałem się, że obóz może
wyglądać inaczej. Może dlatego że wszystkie obozy w hufcu wyglądały
podobnie. To znaczy wtedy istniały między nimi Wielkie Różnice -
oprócz tej wspomnianej wyżej, były to na przykład takie rzeczy jak to
czy wodę grzejemy w parniku, czy w kuchni polowej, albo to jak
zbudowane są stoły w kuchni. Dziś oczywiście wiem, że to detale. A
czym tak naprawdę charakteryzowały się te obozy?

Na tle odwiecznego sporu "duży obóz wielu środowisk (zwany przez wiele
osób pogardliwie kołchozem) a obóz drużyny (nie wiem czy policzę na
palcach jednej ręki takie znane mi obozy)" obozy północnopraskie (i
pewnie wiele innych obozów w Polsce) były gdzieś pośrodku. Owszem, na
obóz jechało zawsze kilka drużyn, ale nie tworzyły one jednego dużego
obozu, a zgrupowanie obozów. Podobozy (czyli miejsce obozowania
drużyny obozowej) były oddalone od siebie o jakieś kilkadziesiąt lub
kilkaset metrów, co czyniło je zupełnie niezależnymi programowo
jednostkami. Oprócz tego swój mały obóz tworzyła komenda całego obozu
- obóz ten nazywał się (chyba dość niesłusznie) "zgrupowaniem", lub po
prostu "zgrupem" (niesłusznie, bo zgrupowanie to chyba całość).

Czemu to rozwiązanie nadal uważam za słuszne? Po pierwsze obóz w lesie
ma pewne niezaprzeczalne przewagi nad obozem w bazie. Tak, teraz jako
dojrzały harcmistrz wiem całkiem dobrze, że może istnieć dobry
programowo obóz w bazie harcerskiej, ba, o wiele bardziej innowacyjny
niż obóz w lesie, a przy takich miejscach jak Kandersteg, termin "baza"
nabiera nowego znaczenia. Obóz w lesie ma jednak niezaprzeczalną
przewagę "leśnej magii", która jest o wiele silniejsza w przypadku
budowania własnego "miasteczka" od podstaw. Kto zajechał kiedyś razem
ze Starami pełnymi sprzętu do dziewiczego lasu wie dobrze o czym piszę
:)

Leśny program, o ile dobrze skomponowany, może być tak samo ciekawy
dzisiaj jak i 10 czy 50 lat temu - abstrakcyjność i magia tego miejsca
czyni go zupełnie ponadczasowym. Ale czy to jedynie słuszne
rozwiązanie? Chyba nie. Muszę oddać część honorów dobrze
zorganizowanym obozom na bazie. Ale prawdziwiej harcerskiej /
skautowej bazie, z dobrym, innowacyjnym programem, lub bazie wypadowej
dla obozów wędrownych.

Teraz zastanówmy się nad trzema modelami - jeden duży obóz vs
zgrupowanie vs obóz drużyny.
Jeden duży obóz jakoś nigdy mnie nie przekonywał. Co innego
rzeczywiście wielkie zloty, czy jamboree - tam samą IDEĄ jest skautowa
masa, olbrzymia ilość ludzi, nawiązywanie kontaktów i ciągły duch
wspólnoty. Jednak taki obóz jest za mały na zlot, a za duży na
drużynę. Bo wszak drużyna ma mieć podobno ok 24 osób - czy to obozowa,
czy nie! Obóz drużyny to też przecież przedłużenie pracy śródrocznej,
więc jeśli w drużynie ma być kilka różnych drużyn śródrocznych, to
jaki ma być program? Bez sensu...

W dużym obozie nie można też chyba wykuć tego specyficznego zżycia się
obozowego, tego spoiwa, które po każdym obozie łączy drużynę silniej,
niż 100 spędzonych razem zbiórek.

Czemu więc nie zrobić obozu zupełnie samodzielnie? Z kilku powodów. Po
pierwsze zgrupowanie powoduje, że drużynowy może skupić się na
programie, a nie na zupełnie technicznych sprawach takich jak zakup
jedzenia, czy wywóz śmieci. Ok, ogarnięcie tego z wędrownikami może
być wyzwaniem, ale drużyna harcerska? Po co? Niech zajmie się tym
kadra zgrupowania - spokojnie może ogarnąć wtedy takie sprawy dla
kilku drużyn. A one - pracują.

Dodatkowo dobrze co jakiś czas przedsięwziąć coś wspólnie - dwoma, czy
trzema drużynami. Może wspólne ognisko (kto nie chciał poznać druhen /
druhów z sąsiedniej drużyny, ręka do góry!), może jakaś gra terenowa?
A może olimpiada czy inne przedsięwzięcie wszystkimi drużynami które
biorą udział w obozie. Zupełnie inaczej wygląda też turniej zastępów
gdy może w nim brać udział 20 zastępów zamiast trzech! Zupełnie
inaczej też wyglądają podchody, kiedy można podchodzić inny podobóz -
bo jak zorganizować to na obozie drużyny?

Tak więc nadal jestem zdania, że zgrupowanie samodzielnych programowo
obozów (organizujących co jakiś czas wspólne przedsięwzięcia
programowe) to najlepsze rozwiązanie jeśli chodzi o obozy leśne.

I na koniec jeszcze jedna sprawa - nie zabierajcie na taki obóz
wędrowników! Ok, pojedynczy wędrownik, pełniący funkcję kadrowe , może
się jak najbardziej sprawdzić. Ale ileż to razy widziałem słynny
"zastęp starszy" który potrafił rozwalić prace niejednego obozu!
Szczególnie na trzytygodniowych obozach (a nasze trwały po dwadzieścia
kilka dni) grupa wędrowników osiąga masę krytyczną i zazwyczaj kończy
się źle - albo dla nich, albo dla obozu. Miejsce wędrownika to obóz
wędrowny, tam sama wędrówka powinna zmęczyć go na tyle, aby nie miał
głupich pomysłów. Jest też mniej zabawy i udawania, więcej rzeczy
prawdziwych (wędrówka jest prawdziwa), zmienia się zupełnie
perspektywa, a program - trzeba się rzeczywiście zdrowo namęczyć, żeby
zepsuć obóz wędrowny, samo wędrowanie stanowi znakomitą większość
programu.

Tak więc, gdybym miał dziś drużynę harcerską, lub starszoharcerską,
bez wahania wziąłbym ją na obóz do lasu - w ramach zgrupowania. Moja
głowa wolna od problemów z wyżywieniem, czy pozwoleniem nr 43423/2564
na pobyt w lesie mogłaby kreatywnie obmyślać program, zdobnictwo, czy
inne rzeczy, których harcerze długo nie zapomną, tak jak ja nigdy nie
zapomnę swoich obozów. O ile będę miał jeszcze taką okazję - i nie
chodzi tylko o to czy jeszcze będę drużynowym, tylko o to, że kiedyś
mieliśmy w hufcu 10 takich obozów, teraz ledwo jeden czy dwa... :(


g00rek
/ Michał Górecki /




-------------------------------------------------
Nr HR-a: 6/2008





Social Sharing: Facebook Google Tweet This

Brak komentarzy. Może czas dodać swój?
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.