Nawigacja
Wędrujący Płomień: Proteza Kciuka
Kiedy zaczynałem swoje kroki jako młody drużynowy, miałem wielkie szczęście działać w dobrym środowisku, które nie ulegało nowym modom na różnego rodzaju "dziwolągi metodyczne". Kiedy inne środowiska grzecznie łykały wszelkie nowości reformatorów metodycznych - u nas kanonem była "rączka", w której rolę kciuka pełnił system zastępowy. Było to dla nas tak oczywiste, że nikomu nie przychodziło do głowy działanie w inny sposób. Oprócz systemu zastępowego, wyróżniało nas stosowanie tradycyjnego systemu stopni i funkcjonowanie trzech (nie czterech) grup (nie "pionów") metodycznych. W szczepie najwięcej było zuchów, trochę mniej harcerek i harcerzy, rekrutujących ze szkół podstawowych i gimnazjów, najmniejszą grupę stanowili wędrownicy. Oczywiście piony (ale jestem złośliwy - hehehe) żeński i męski funkcjonowały oddzielnie.

Różne były zawiłości mojej instruktorskiej drogi (w międzyczasie "zaliczyłem" ZHR, gdzie też działałem "po naszemu"), aż w końcu podjąłem się założenia nowego środowiska. Oczywiście zaczynałem powoli - od jednego zastępu harcerzy i dwóch harcerek, z którymi pracowała moja żona (instruktorka w stopniu przewodniczki). Na szczęście wszyscy razem liczyliśmy 13 osób, więc dzięki uprzejmości hufcowej... WRÓĆ! Komendanta Hufca, uzyskaliśmy zgodę na warunkowe obniżenie progu liczebności drużyny i bez problemu zamknęliśmy okres próbny. Choć część instruktorów z innych środowisk patrzyło na to trochę krzywo - przecież oni tak bardzo napracowali się, aby zrobić udany zaciąg i na zakończenie okresu próbnego mieć ponad 20 osób podzielonych na 3 zastępy (po 6 miesiącach działania). Po obozie miałem 3 ekipy po trzy osoby - dwie męskie i żeńską . We wrześniu dogadałem się z panią dyrektor pobliskiej podstawówki (ważna uwaga - nie działamy przy szkole, tylko przy jednostce OSP) co do szczegółów naszej akcji naborowej. Moja rola ograniczyła się do załatwienia wozu bojowego z jednostki i demonstrowania na przerwie dzieciakom różnych gadżetów pożarniczych. Moje "ekipy" w tym czasie były zajęte podgadywaniem ludzi. W efekcie miałem 3 zastępy po 6 osób. Znów posypały się głosy krytyki: "Kiepski zaciąg. U nas Druhu jest 40 osób i dzielimy się na pion H i pion HS! Jesteśmy dobrym środowiskiem." Co sobie pomyślałem to moje... Tytułem uzupełnienia - większość z tych "moich pierwszych" działa w drużynie do dzisiaj.

Od początku działamy jako drużyna wielopoziomowa, niestety koedukacyjna, ale z zamiarem rozwinięcia się w szczep. W drużynie istnieje podział na "gromady obrzędowe" - trzeba było to jakoś nazwać, żeby namiestnictwo (kolejny ciekawy twór) to "łyknęło". W tym miejscu uspokajam słusznie zaniepokojonych - system zastępowy u nas działa. Nie wspomniałem o nim, bo jest to dla mnie oczywiste. Czym są nasze gromady? To grupy metodyczne. W gromadzie młodszej funkcjonują zastępy harcerek i harcerzy, gromada starsza to wędrownicy. Na wrzesień planujemy uruchomienie gromadki zuchów. Kiedy dziewczyny będą na to gotowe (może za 2 lata) rozdzielimy się.

Wspomniałem wcześniej, że namiestnictwo to dziwny twór. Teoretycznie to zespół programowo-metodyczny działający przy hufcu, mający służyć pomocą drużynowym danej grupy metodycznej. Wszystko pięknie, ale tylko w teorii. Cóż bowiem ma zrobić biedne namiestnictwo z drużynami wielopoziomowymi H/HS?
Takie drużyny są przecież patologią! "... w normalnej drużynie harcerskiej zrzeszane są dzieci w wieku 10-13 lat, a później przechodzą do drużyny starszoharcerskiej!...." Na tym dyskusja została ucięta.
Płynnie przeszliśmy (w namiestnictwie) do ubolewania nad tym, że jest źle - bo system zastępowy nie działa. A jak ma działać skoro drużynowy raz na tydzień organizuje swoim dzieciom czas i dumnie nazywa to zbiórką drużyny? Kiedy dzieci staną się młodzieżą gimnazjalną i z urzędu dostają kopa do drużyny HS, napotykamy kolejny problem - rezygnacja z dalszej działalności w ZHP (osobiście znam kilka przypadków, gdzie takie osoby kontynuują swoją służbę w bratnim Związku - szkoda, że nikt nie pomyślał dlaczego). Kolejna bolączka, nad którą namiestnictwo radziło, to brak zainteresowania zdobywaniem stopni i sprawności. Dziwne - jakoś nie zauważyłem tego w swoim środowisku. Spojrzałem po ludziach i zauważyłem na kilku twarzach skrywane uśmiechy. Co łączyło tych uśmiechniętych? To drużynowi wielopoziomówek. Kiedy jeden z nich odezwał się, że u nich tego problemu nie ma - bo na zbiórkach zastępów starsi pomagają młodszym... nastąpiła zmiana tematu.

Tak się akurat złożyło, że bratni Związek powstrzymał się od organizacji u siebie metodycznej reakcji na "Projekt Gimnazjum". Dziwnym trafem opisane wyżej problemy tam nie występują.Wiem to od instruktorów ZHR, z którymi utrzymuję kontakt. Problemy te nie występują też w naszych "wielopoziomówkach", które stosują system zastępowy. Przypadek? Moim zdaniem nie.

Nasuwa mi się tu tylko jeden wniosek. Nasi metodyczni "deformatorzy" wprowadzili sztucznie "pion HS" jako swoistą protezę - zamiast sprawnie działającego systemu zastępowego. Dobrze chociaż, że w instrukcjach pozostawiono "furtkę" dla drużyn wielopoziomowych. Problem w tym, że niektórzy młodzi i ambitni aktywiści ZHP (instruktor powinien myśleć samodzielnie, jeżeli ślepo powiela papierowe wzorce zgodnie z wytycznymi "wierchuszki", dla mnie jest jedynie aktywistą - sorki :) ) traktują "wielopoziomówki" jako patologię i na siłę starają wtłoczyć je w jedynie słuszny schemat - ku chwale betonu.

Ja nie chcę protezy! Mój "kciuk" jest sprawny - tak jak cała "ręka metody"...

Czuwajcie!


Wędrujący Płomień


-------------------------------------------------
Nr HR-a: 1-2/2014

Social Sharing: Facebook Google Tweet This

Brak komentarzy. Może czas dodać swój?
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.