Nawigacja
Wychowujemy przegranych!
Na przestrzeni ostatnich kilku, kilkunastu lat miała miejsce ogromna zmiana w podejściu do wychowywania dzieci. Nie była to zmiana gwałtowna. Była na tyle powolna i nieinwazyjna, że ogromna część osób jej nawet nie zauważyła. Jednak zmiana zaszła. Zmieniło się nasze podejście do dzieci, do ich dzieciństwa, do odpowiedzialności. Krótko mówiąc, do nauki życia.

Jeśli jeszcze nie wiecie o czym mówię, to zróbcie krótki test: przypomnijcie sobie swoje dzieciństwo. Nie całe, ale konkretne sytuacje. Czy wychodziliście sami na dwór? Czy chodziliście sami do sklepu? Jak załatwialiście między sobą sprawy? W co się bawiliście? Czym się bawiliście? Ile razy zrobiliście sobie krzywdę?

Noże, scyzoryki, Rambo

Otóż to. Kiedy jakiś czas temu rozmawiałem z moimi braćmi wspominając dzieciństwo, przypominaliśmy sobie ulubione zabawy. Jedną z nich była zabawa nożem. Scyzorykiem, kuchennym, to nie miało większego znaczenia. Graliśmy w "grzybka", albo w takie jakieś "państwa-miasta" (nie mogliśmy sobie przypomnieć nazwy). Były to zupełnie pospolite zabawy dzieci w mojej okolicy. Mieliśmy po 8 lat (jestem rocznik 1982) i jakoś nikogo to nie dziwiło, że bawimy się nożami na trawniku pod blokiem. Nie wyobrażam sobie, żeby dziś u mnie na osiedlu dzieci bawiły się nożami. Czy przez te dwadzieścia lat dzieci stały się głupsze? Chyba nie. No, może bardziej agresywne, a na pewno o wiele mniej odpowiedzialne.

Zostając jeszcze przez chwilę przy temacie noża, to pamiętam, że jako dzieciak dostałem od dziadka piękny, szwajcarski scyzoryk. Pamiętam też, że był to zupełnie normalny prezent. A jak mój brat Marcin miał z 9 lat, to za swoje oszczędności kupił sobie jakąś podróbę noża Rambo. To może nie jest do końca normalne, ale też nie było bulwersujące. Nadmienię tylko, że nie wychowałem się w patologii, a moi rodzice byli jednymi z bardziej zachowawczych rodziców na osiedlu.

Pamiętam też, że sami wychodziliśmy na dwór. Mieliśmy jakieś tam granice, za które chodzić nie mogliśmy, ale generalnie był luz. Dziś widzę, że spora część ludzi boi się nawet puścić dzieciaka do osiedlowego sklepu.

Odpowiedzialność

Współcześni rodzice starają się wyręczyć swoje dzieci we wszystkim. Inwestują w masę zajęć pozalekcyjnych olewając najważniejszą naukę - odpowiedzialność. Syndrom spuszczenia ze smyczy jest dziś silniejszy niż kiedykolwiek. Tak bardzo boimy się o swoje dzieci, że robimy z nich kaleki emocjonalne.


W obawie, by śmierć nie wydarła dziecka, wydzieramy dziecko życiu; nie chcąc, by umarło, nie pozwalamy żyć.

Janusz Korczak
.

Bo tak naprawdę dzieci od nas, dorosłych różnią się tylko brakiem doświadczenia. Od wieków, to właśnie rodzice dbali o to, żeby dziecko tego doświadczenia nabrało, zanim "pójdzie w świat". Nie możemy zabronić dziecku zrobić sobie krzywdę. Możemy nauczyć je jak tego unikać, ale nie unikać za niego. Takiego doświadczenia najlepiej nabierać za młodu.

Ogień parzy, nóż tnie, a od "strzała" w gębę świat się nie zawali. To my - rodzice, ojcowie mamy wyposażyć dzieci, tak żeby świat ich nie zjadł. A pamiętać musimy, że niezależnie od naszych chęci, świat będzie próbował to robić.

Taki mały apel na koniec: nie odwalajmy życia za nasze dzieci:

Pozwólmy im żyć. Będąc PRZY nich, a nie ZA nich.

Post Scriptum

Szczerze i gorąco zachęcam do obejrzenia tego krótkiego wykładu Gevera Tulley'ego (są polskie napisy) - 5 niebezpiecznych zabaw dla dzieci. Wykład jest naprawdę rewelacyjny. Otwiera oczy na kilka rzeczy. Pokazuje gdzie zabrnął zachód (a my go w tej głupocie gonimy). Podaje też ciekawe rozwiązania. Gaver Tulley jest autorem książki 50 Dangerous Things (You Should Let Your Children Do), której niestety nie ma w wersji polskiej.
pozdrawiam

Zuch Źródło: http://zuchpisze.pl/wychowujemy-przegranych/


-------------------------------------------------
Nr HR-a: 1-2/2014

Social Sharing: Facebook Google Tweet This

Brak komentarzy. Może czas dodać swój?
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.