Nawigacja
Kamila Wajszczuk: O motywacji do bycia mistrzem
Któż nie chciałby być mistrzem? Wydawałoby się, że to pytanie retoryczne. Każdy marzy o tym, by w tym co lubi robić, być jak najlepszym. By być wzorem dla młodych adeptów. Mistrzem. Marzenie wydawałoby się szczególnie właściwe ludziom młodym. Człowiek zdaje maturę, zwykle idzie na studia i czuje, że lada chwila świat będzie jego, że wystarczy się jeszcze trochę doskonalić i wymarzone szczyty będą do zdobycia.

A tymczasem młodych harcerskich mistrzów - harcmistrzów - jak na lekarstwo... Coś nie gra. Czy harcerstwo to nie jest rzecz, którą młodzi lubiliby się zajmować? A może nie chcą się doskonalić? Na żadne z tych pytań nie można uczciwie odpowiedzieć twierdząco. A jednak, tak jak pisze Wilk Samotnik, "uderza niski wiek harcmistrzowania w dawnym ZHP, a poraża dzisiejszy".

Przeczytałam w tamtym artykule o "młodym" 28-letnim harcmistrzu i nie mogłam się powstrzymać przed refleksją opartą na moich własnych doświadczeniach. Nie ma co ukrywać, jestem właściwie w tym samym wieku, a próbę harcmistrzowską dopiero otworzyłam. Do tego, że nie jestem odosobniona w swoich przemyśleniach, przekonują mnie liczne rozmowy przeprowadzone w ciągu ostatnich paru lat ze znajomymi instruktorami z różnych środowisk.

To jak to jest z tą motywacją?
Przede wszystkim, stopień harcmistrza ewoluował do rangi czegoś nadzwyczajnego - i nadzwyczaj odległego. Łatwo powiedzieć sobie "na mnie jeszcze nie pora", "gdzie mi tam do tych z czerwoną podkładką". Kiedy ta "pora na mnie" ma przyjść, właściwie nie wiadomo, więc tymczasem poszerzamy szeregi "wiecznych podharcmistrzów" a harcmistrzowie w naszym środowisku siłą rzeczy są coraz starsi... Trochę podobną właściwość ma w wielu środowiskach stopień harcerza Rzeczypospolitej. Może to ogólne niebezpieczeństwo związane z najwyższym stopniem?

Oczywiście ta mityczna właściwość stopnia harcmistrza nie wyjaśnia całego problemu. Część problemów wydaje się wynikać z... wymagań próby. Czytamy sobie wymagania i okazuje się, że - by zostać mistrzem harców - trzeba zrobić coś, co zasięgiem organizacyjnym obejmie poziom chorągwi. Może i są środowiska, w których jest to w miarę naturalne, ale dominują chyba te inne - gdzie instruktor, nawet jeśli nie prowadzi już drużyny, swoją działalności koncentruje na hufcu czy szczepie, gdzie w taki czy inny sposób wspiera drużynowych. No i chyba niewielu podharcmistrzów kocha swoje chorągwie...

Z wymaganiami wiążę się też przekonanie, że w próbie harcmistrzowskiej trzeba zrobić coś naprawdę dużego, najlepiej ogólnopolskiego. Istnieje oczywiście grupa instruktorów, którą pociąga takie wyzwanie, ale śmiem twierdzić, że nie pokrywa się ona z grupą tych, którzy mogliby, a może powinni zdobywać najwyższy stopień instruktorski.

Z drugiej strony widzimy coś, co zaprzecza poglądowi o nadzwyczajności tego stopnia - i także zniechęca. To przykre, ale chyba najgorzej na motywację robi widok harcmistrzów, którzy niewiele sobą prezentują. Jeszcze, jak czasem któryś z nich przyzna, jak niewiele musiał zrobić w ramach próby.... brrrr! Albo jak się okazuje, że poza harcerstwem, to on nie ma ani znajomych, ani zainteresowań... życia, właściwie. Być jednym z nich? Nie, na pewno nie.

Ktoś powie - miało być o motywacji a nie o jej braku. No dobrze - to dlaczego jednak tacy długoletni podharcmistrze jak ja decydują się na zdobywanie tytułu mistrza harców?

Pewnie dali sobie spokój z mitycznym wyobrażeniem o tym, kim harcmistrz być powinien. Może poczytali trochę o historii harcerstwa, odświeżyli znajomość tekstów Baden-Powella... Z drugiej strony przestali zwracać uwagę na to, co obraz harcmistrza psuje. W końcu, gdyby patrzeć na to, co błędne i wykoślawione, można by w ogóle było dać sobie spokój z harcerstwem. A jednak trochę idealistyczne podejście i wsparcie przyjaciół-instruktorów nie pozwalają na taki ruch.

Skoro już w tym harcerstwie wciąż jesteśmy, wciąż podejmujemy się nowych zadań, to dlaczego nie ująć swojego instruktorskiego rozwoju? Tu dochodzimy do kolejnego czynnika - zwykłego działania. Najważniejsze chyba jest dojście do wniosku, że bycie harcmistrzem to właśnie bycie mistrzem w tym, co najważniejsze w harcerstwie, oddziaływaniu na innych w duchu idei skautowej. Że nie chodzi o bycie dobrym organizatorem dużych imprez czy działanie na jakimkolwiek konkretnym poziomie Związku. Niezależnie od tego, gdzie się działa, najważniejsza pozostaje praca z drużyną i wspieranie drużynowych w ich pracy. Bycie dla nich mistrzem. Albo przynajmniej zmierzenie się z tym wyzwaniem.

Kamila Wajszczuk


-------------------------------------------------
Nr HR-a: 2/2008

Social Sharing: Facebook Google Tweet This

1
sikor dnia kwietnia 07 2008 23:19:35

Niezłe Kama Smile Nie ujęłaś jeszcze kilku drobniejszych przyczyn. Wśród nich należałoby wymienić zdarzającą sie "słabość" często blokującą możliwość wykorzystania próby do samorozwoju. Bo próba to jedno a przekonanie do niej KSI to drugie. Często po prostu szkoda na to czasu i energii bo przecież harcerz jest oszczędny. Wink

Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.