Marek Edelman na Wielkiej Warcie !
- Drukuj
- 03 paź 2009
- Ku pamięci
- 6524 czytań
- 3 komentarze
Podczas okupacji Edelman zaangażował się w działalność Żydowskiej Organizacji Bojowej, był jednym z jej założycieli. Podczas powstania, po samobójstwie Mordechaja Anielewicza, został ostatnim przywódcą bojowników ŻOB podczas walk. "Ludzkość umówiła się, że umieranie z bronią jest piękniejsze niż bez broni. Więc podporządkowaliśmy się tej umowie"
"Marek Edelman został w Polsce. Został, jak wielu innych, którzy próbowali swe życie zbudować tutaj od nowa. Chcieli budować życie żydowskie, społeczne, i życie swoje, prywatne. Że życia żydowskiego, takiego wspartego instytucjami, tu nie będzie, przekonywali się przez kilka powojennych lat. Potem zaczęli wyjeżdżać, falami: po pogromach lat 40., w '56, w '68. Ci coraz mniej liczni, którzy zostawali, chowali się przed innymi, chowali się przed sobą. Mówili, że są Polakami, że są Polakami pochodzenia żydowskiego, niewielu chciało być Żydami w Polsce.
Edelman był Żydem, kiedy w 1968 r. wyrzucono go z pracy (właściwie nie wyrzucono, tylko portier nie wpuścił go do szpitala). I był Żydem, kiedy opowiadał Hannie Krall o tym, jak w czerwonym wełnianym swetrze prowadził powstańców strychami na Świętojerskiej i jak Michał Klepfisz zasłonił swoim ciałem walący zza komina cekaem. Ale był Polakiem i Żydem, kiedy podpisywał listy KOR-owskie. Był Polakiem i Żydem, kiedy pięknym i mądrym tekstem w „Tygodniku Powszechnym" odpowiadał aroganckiej Erice Steinbach. Jest Żydem, kiedy 19 kwietnia prowadzi swoich żydowskich i polskich przyjaciół na Umschlagplatz. Był Polakiem i Żydem, kiedy jechał z transportem pomocy humanitarnej do Sarajewa czy kiedy pisał razem z Jackiem Kuroniem list do prezydenta Havla w sprawie krzywd czeskich Cyganów.
Edelman, pomijany w oficjalnych uroczystościach, nie był nigdy bohaterem mianowanym. On nie lubił władzy, władza nie lubiła jego. Został bohaterem wybranym. Jego głos zawsze się mocno liczy, bo On zawsze tu był i zawsze był uczciwy. Prof. Maria Janion mówi, że Marek Edelman jako bohater-antybohater nadał inne rysy bohaterstwu.
Marek Edelman ciągle nie pasuje do żydowskiej historii izraelskiej. Chciałoby się, żeby nikt już nie miał wątpliwości, że ten wielki antybohater jest pierwszym bohaterem nowej polskiej i żydowskiej historii.
Anka Grupińska
Social Sharing: |
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
"W zasadzie najważniejsze jest samo życie. A jak już jest życie, to najważniejsza jest wolność. A potem oddaje się życie za wolność. I już nie wiadomo, co jest najważniejsze".
To był mądry człowiek i dobry Polak.
Ano nie pasuje .Na jego pogrzebie ni było żadnego przedstawiciela państwa żydowskiego,i żadnej chorągwi tego kraju, a wysłanie (nieopatrznie ) przez jednego z przedstawicieli rządu izraelskiego kondolencji skutkowało wyciągnięciem w stosunku do niego konsekwencij służbowych. No bo i wreszcie kto miał być, jeżeli o ostatnim żyjącym przywódcy powstania w gettcie nie mówiono nawet żydowskiej młodzieży podczaz ich oficjalnych wycieczek z Izraela do Oświęcimia. A prawdziwym chichotem historii jest że Państwo Polskie przez wielu na świecie postrzegane jako najbardziej antysemickie, wzięło na siebie ciężar zorganizowania i pokrycia kosztów pogrzebu tego może kontrowersyjnego, lecz było nie było, wielkiego polskiego żyda. Że to w tym antysemickim kraju gdzie, antyżydowskość mamy podobno zassaną z krwią matki dożył ostatnich chwil w chwale,otoczony estymą i szacunkiem wspaniałego lekarza, ostatni przywódcy powstania w żydowskiej zonie okupacyjnej Warszawy. Ha ha ha! no i jak zwykle ,,Tylko prawda jest ciekawa''choć pewnie wielu nie wygodna.....
Trudno wymagać, żeby państwo Izrael honorowało kogoś, kto całe życie kwestionował prawo tego państwa do istnienia. Choć, rzeczywiście, jakaś wielkoduszność byłaby tu wskazana.
Z Powstaniem w Gettcie to trochę tak, jak z radiem Erewań. Edelman był jednym z dowódców związanej z lewicą i przeciwnej emigracji do Izraela Żydowskiej Organizacji Bojowej i z jego własnych opisów wynika, że spora część Getta miała prawo nienawidzić ŻOB za metody walki niewiele różniące się od gangsterskich (np. uprowadzenie syna jednego z członków judenratu żeby zdobyć pieniądze na broń). Równolegle działał złożony z przedwojennych oficerów i podoficerów WP Żydowski Związek Wojskowy, którego członkowie optowali za emigracją do Izraela, a wielu z nich przed wojną współpracowało z... ONR! Po wojnie o ŻZW w Polsce nie mówiło się wcale. Wynik jest taki, że obie strony sporu najchętniej milczą na temat tego drugiego i udają, że go nie ma, nie było i nie potrzeba.
A co do paradoksów. Największa liczba ministrów pochodzenia żydowskiego lub związanych z Żydami zasiadała w... uznawanych za antysemickie rządzie Marcinkiewicza i Kaczyńskiego. To pokazuje siłę czarnego piaru.