Nawigacja
Biała Olcha, Droga do mistrzostwa przez... Współczesne wyzwania
"Wielkie mistrzostwo zaczyna się od małych pasji" takie hasło znalazłam przypadkiem na jednym z portali internetowych związanych z piłką nożną. Bardzo mi się spodobało to jedno proste zdanie, które z powodzeniem można przenieść na inny, nie tylko sportowy grunt. Według mnie dokładnie wyznacza ono punkt startowy, bez którego mistrzostwa się nie osiągnie.

Wszystko bowiem zaczyna się od inspiracji, ktoś, gdzieś w telewizji, w Internecie, na podwórku, w szkole, na zbiórce... zobaczył kogoś lub coś i pomyślał "też chcę taki być" albo ja też chcę tak umieć!. I to był moment, w którym cała machina została wprawiona w ruch. Inspiracja, pomysł, chęć - chwila, w której zapala się nam nad głową żarówka jak pomysłowemu Dobromiłowi w bajce, jest chwilą, w której rozpoczynamy drogę, która jest dążeniem do czegoś, do celu, do mistrzostwa. Inspiracja przeradza się w pasję, która nas pochłania i rozwija. Brzmi pięknie - prawie jak definicja ze słownika. W rzeczywistości taki proces zachodzi coraz rzadziej, a my - harcerze, instruktorzy - chcielibyśmy, żeby tak było zawsze. Niestety okazuje się, że tych którzy zaczynają realizować swoje pomysły jest niewielu, nie mówiąc już o garstce tych, którzy osiągają konkretne postawione sobie cele.


Wystarczy popatrzeć na statystyki komisji stopni instruktorskich. Ilu mamy przewodników, ilu podharcmistrzów, a ilu harcmistrzów i w jakim wieku. Tendencja niestety jest spadająca - im wyższy stopień tym mniej instruktorów nie licząc bardzo licznych weteranów. Nie ma się co dziwić - wiadomo, że im trudniej i odpowiedzialniej tym mniej chętnych do pracy "na pierwszej linii". W obliczu takiego stanu rzeczy należałoby może zadać sobie pytanie: dlaczego my instruktorzy coraz częściej narzekamy na ludzi, zwłaszcza młodych, że "są, leniwi, że się im nie chce, że w ogóle się nic z nimi nie da zrobić", skoro nie daje się im szansy zobaczenia, poznania tego kogoś kto może ich zainspirować? Może to nie do końca wina "takich czasów" i "takiej młodzieży", tylko nas samych i naszego związku?. No bo tak naprawdę kto ma inspirować jak nie harcmistrz? I kto ma zostać tym harcmistrzem jak nie podharcmistrz i przewodnik? A może zapytać: "kto ma zostać tym harcmistrzem skoro podharcmistrzowi się już nie chce?".
Można sobie wyobrazić jakąś modelową sytuację środowiska szczepu wielopoziomowego, pracującego w oparciu np. o osiedlową społeczność, klika szkół, od podstawowej, gimnazjum, po liceum. Taki szczep, posiadający własną harcówkę, niekoniecznie szkolną dysponuje własnym sprzętem obozowo-biwakowym, bazą specjalnościową, np. żeglarską, kręgiem instruktorskim i niezłymi finansami. W takim Szczepie płynnie odbywa się realizacja programu pracy, starsi mają świetne pole służby na rzecz młodszych, a co najważniejsze, kadra jest zrzeszona we własnym kręgu instruktorskim, dysponującym własnym zespołem kształcenia i komisją przewodnikowską. O kapitule stopni harcerskich nie wspomnę, to oczywiste. Można sobie zadać pytanie, czy to w ogóle możliwe ? Cóż, mój własny szczep tak działał przez ładnych parę lat, co prawda bez gimnazjum ( bo go wtedy nie było) i były to najlepsze lata! Wewnętrzne mechanizmy przykładu i przekazywania doświadczeń na własnych kursach przewodnikowskich pozwoliły w konsekwencji na dochowanie się kilkunastu harcmistrzów i prawidłowym następstwie próbinstruktorskich i... dwóch kapitanów jachtowych. Cóż, zmieniające się przepisy wewnątrzzwiązkowe praktycznie przerwały taką pracę, niemniej są nadal jednostki z powodzeniem dążące w takim kierunku.
Nie nie bądźmy pesymistami, sytuacja nie ogranicza się tylko do wybranych środowisk. Jest przecież akcja "zaszczepmy związek", zmierzająca w kierunku tworzenia środowisk harcerskich o pełnym wachlarzu możliwości logistycznych i wychowawczych. Przykładem może być środowiskowy szczep 6 TDH "Knieja" w Tarnobrzegu ( www.knieja.org).
Rozwiązania wypracowane przez to środowisko można uznać wręcz za modelowe do naśladowania. Podobnie szczep "Leśni" w Tychach. Są tam młodzi instruktorzy, którym jeszcze się "chce" i własna, wychowana kadra podharcmistrzowska i harcmistrzowska, która może kształcić nowych adeptów, równocześnie pokazując własnym przykładem, jak pogodzić pracę wychowawczą z pracą zawodową i nauką. Młodzi przewodnicy mają wystarczająco dużo pracy z drużyną, działając na pierwszej linii, ucząc się i coraz częściej równocześnie pracując. Podharcmistrzowie - działają na szczeblu szczepu, nierzadko w hufcu, organizują obozy i różnego rodzaju przedsięwzięcia swego środowiska. Pracują zawodowo, układają sobie życie prywatne. A harcmistrzowie? Według idei tego stopnia harcmistrz to człowiek, który osiągnął stabilizacje w życiu prywatnym, sukces zawodowy lub edukacyjny, ma duże doświadczenie i wiedzę, jest autorytetem. Można powiedzieć, że ma wszystko już poukładane, bo świetnie potrafi zarządzać swoim czasem i odpowiednio dzieli go dla rodziny, na pracę, na realizowanie swych pasji, umiejętnie i rozważnie dokonuje wyborów, jest odpowiedzialny i świadomy swojej roli w Związku Harcerstwa Polskiego. Bez większego problemu powinien wygospodarować trochę czasu na to aby być tam gdzie jest potrzebny on i jego dobry osobisty przykład instruktora. Być i działać. Czyli jest to wymarzony lider swego środowiska, wręcz niezbędny w środowiskowym szczepie. Harcmistrz, mistrz harców, życia i idei harcerskiej, wyrosły z własnego kręgu, od harcerza po wodza szczepu, lub instruktorskiego kręgu. Zauważcie, ze w takiej roli widzę harcmistrzostwo, jako zwieńczenie drogi instruktorskiej w pracy liniowej. Po prostu dla pełnego, "kompletnego" kręgu kadry mojego modelowego szczepu tacy harcmistrzowie są niezbędni! Bez nich nikt z młodszej kary nie pozna naturalnej i porządanej drogi rozwoju, tej bez porzucania bezpośredniej odpowiedzialności za młodzież.
Wydaje mi się, że jednak dziś działanie wielu, choć na szczęście nie wszystkich harcmistrzów głównie objawia się "zasiadaniem" w komisjach stopni, komisjach rewizyjnych, sądach harcerskich itp. I właściwie niewiele można o tych druhach i druhnach powiedzieć. A tak naprawdę to kto ma inspirować, motywować i organizować do działania tych podharcmistrzów i przewodników jak nie harcerscy mistrzowie? Kto ma być tym kimś, jak juz napisałam, na kogo popatrzy mały zuch, harcerz, młody instruktor i pomyśli właśnie to "ja też chcę taki być!". Sądzę, że działanie w różnych potrzebnych statutowo gremiach mogłoby być tylko dodatkiem do pracy w podstawowych jednostkach, takim uzupełnieniem służby. Tak rozumiem i swoją służbę, będąc oprócz szczepowej zastępczynią komendantki Hufca.
Sądzę również, że podstawowe kształcenie instruktorskie można delegować na szczebel tych jednostek, które mają zdolne do tego własne kręgi instruktorskie. Można stworzyć możliwość powstawania własnych zespołów kształcenia i akredytować ich kursy.
Wrócmy jednak do naszej drogi do mistrzostwa. Ja ją widzę poprzez drużynę i szczep.
Oczywiście łatwiej powiedzieć trudniej zrobić, bo zostać takim mistrzem we własnym środowisku nie jest w cale tak łatwo. Ale właśnie o to chodzi - nie może być łatwo - bo naprawdę ważne i cenne jest to, co jest okupione ciężką samodzielną pracą i weryfikacją przez ludzi, którzy znają się jak łyse konie!. Po pierwsze, droga która wiedzie do mistrzostwa jest często kręta, wyboista, ma mnóstwo raf, jak w "Wędrówce do sukcesu" BiPi.
Trzeba się poruszać po niej jednak małymi kroczkami, aby nie pominąć ważnych i kluczowych przeszkód i rozwidleń, które niesie z sobą życie, źródło najlepszego programu próby stopnia, ale skutkiem tego jest to, że takiej drogi nie da się przejść po łebkach. Nie jest odkryciem Ameryki, że najlepszym harcmistrzem będzie ten, kto pokona wszystkie przeciwności losu , kłopoty na studiach, poszukiwanie pracy, zakładanie rodziny, czy też, jak czasem bywa i własne słabości, bez porzucania pracy wychowawczej. To każdy przyszły harcmistrz powinien wiedzieć i tego uczyć następnych. Bo przecież tak powinno być, a tymczasem najlepsze, moim zdaniem, a możliwe w szczepie relacje uczeń-mistrz chyba zostały trochę zaniedbane. Wydaje mi się, że trochę za często wrzuca się młodych instruktorów na głęboką wodę - bo w działaniu uczy się najlepiej - i wymaga się tego, czego się ich nie nauczyło, wspierając ich przeładowanymi teorią i regulaminami kursami, które w minimalnym stopniu uczą praktyki, inspiracji programowej życiem, a przykład osobisty jest jakby rozmieniany na drobne poprzez liczne grono wykładowców, bez przewodniego "autorskiego" przywództwa. W ogóle boimy się określenia"wódz-przywódca" choć to po prostu znaczy "ten, który przewodzi", czyli harcmistrz właśnie.
Wśród młodych adeptów drogi instruktorskiej znajda się jednostki, które dzięki wrzuceniu właśnie na głęboką wodę poczują się zainspirowane i poradzą sobie świetnie, mało tego, jeszcze dadzą od siebie coś nowego. Ale są i tacy, którzy niestety się utopią i zdemotywują bardzo skutecznie. Najczęściej takie osoby wypalają się bardzo szybko, niestety nie bez udziału kadry, która zapaleńców niemiłosiernie eksploatuje, "wyciskając" jak cytrynę.
Inspirować każdego, ale nie tak samo i nie w podobny sposób, mistrz-nauczyciel też powinien to wiedzieć. Inspirować... organizować do działania, dawać satysfakcję, poszerzać formy pracy dla wędrowników i młodych instruktorów. Wzbogacać pracę Kręgu kadry o elementy promujące i stysfakcjonujace służbę w roli wychowawcy harcerskiego. Doskonałym rozwiązaniem są przykładowo kręgi obrzędowe, jak choćby gromady puszczańskie, nadające wtajemniczonym i sprawdzonym w swych postawach Miana Puszczańskie. Taka "nobilitacja"
młodego instruktora niezwykle mobilizuje do dalszej pracy, ale dopiero wtedy, gdy inne elementy służby we własnym środowisku są spełnione - dobra drużyna, udane obozy, ciekawe akcje i w miarę szerokie możliwości logistyczne Szczepu. Nie ma nic gorszego, jak uporczywa walka z przepisami, bezsensownymi trudnościami i przeszkodami, które nierzadko sami w związku stwarzamy.
W dobrym środowisku, jak w sporcie trening czyni mistrza. Powiedzenie to można z powodzeniem odnosić do ucznia jak również i do mistrza. Dzięki wytrwałemu treningowi uczeń osiągnie mistrzostwo w wybranej przez siebie dziedzinie i przejdzie drogę zapoczątkowaną przez pasje i inspiracje. Ale również i harcmistrz, można powiedzieć, nadal powinien dążyć do mistrzostwa w byciu mistrzem. Bo przecież skoro ma wspierać i inspirować młodszych instruktorów, musi wiedzieć jak to robić, bo przecież każdy członek kręgu jest inny i nie ma jednej reguły na wszystkich. Krąg w szczepie to najlepsze miejsce by ich poznać, najlepiej przez rozmowy i spędzić ze sobą trochę czasu co umożliwi odczytanie charakterów i mentalności jego członków. Wtedy będzie wiadomo czy, gdzie i jaką wbić szpilkę, albo może jak i co połaskotać, żeby zapaliła się wspomniana wcześniej żarówka, na twarzy pojawił się uśmiech, a w oczach zabłysnęła pasja.

Sposobem może być rozmowa, udział we wspólnym projekcie takim jak kurs, okolicznosciowa zbiórka, obóz, wyjazd, biwak, wycieczka w góry, film, koncert, sztuka teatralna, artykuł...I wiele, wiele innych. Trzeba tylko wiedzieć jak i kiedy z nich korzystać. A żeby to wiedzieć trzeba to wypróbować.
Inspiracja harcmistrzowska powinna skłaniać do zastanowienia, przyjrzenia się danemu problemowi z innych punktów widzenia, do poszukiwania odpowiedzi i nowych rozwiązań, a nie podawać je na tacy. Jak również powinna być ukierunkowana na konkretne potrzeby. Oczywiście, każdy członek kręgu powinien mieć jakąś swoją indywidualnąpasję wartą odkrycia, ale " nie sztuką jest robić tylko to, co się lubi, lecz trzeba też umieć dostrzegać w swoim otoczeniu to co jest trudne i potrzebne" i właśnie takich wyzwań się podejmować.
Inspirując i motywując do działania nie możemy jednak zapominać, że jesteśmy członkami ruchu harcerskiego, który ma określoną misję i cele. Zatem wysiłek jaki włożony zostanie w inspirowanie młodszych instruktorów powinien dać efekt spójny z naszą harcerską rzeczywistością. Nie wystarczy skupić się na tym, żeby nasi harcerze i instruktorzy robili cokolwiek. Powinniśmy dążyć do tego, aby nasza praca była celowa i odpowiednia do potrzeb Szczepu. Prócz tego warto się zastanowić nad szerszym kontekstem naszej pracy.
Zaczęłam się nad tym zastanawiać. Najpierw pomyślałam, że może harcerstwo powinno zająć się czymś wielkim i doniosłym, podobnie jak WAGGGS, problemami zdrowia i nauki dzieci w Afryce albo pozycją kobiety we współczesnych społeczeństwach świata. I dosłownie próbować poprawić świat. Potem jednak pomyślałam, że jak już mamy coś naprawiać to może lepiej zacząć od własnego podwórka - dosłownie osiedla czy dzielnicy - może tu jesteśmy bardziej potrzebni niż na całym świecie, żeby zorganizować zbiórkę żywności, ubrań, zabawek dla domu dziecka albo przeprowadzać jakieś zajęcia dla dzieci... Ale potem doszłam do wniosku, że największym wyzwaniem stojącym w tym momencie przed harcerstwem jest nasza, polska młodzież coraz częściej nazywana "trudną". Dzisiejszym zadaniem harcerstwa jest uczenie tego, czego niestety nie uczy szkoła i coraz rzadziej rodzina.
Czyli powrót do źródeł powstawania Skautingu, tworzonego przez BiPi z band młodocianych dzieciaków w robotniczych dzielnicach. A zatem praca u podstaw, nauczanie zasad należytego wychowania, odkrywanie pasji, inspirowanie młodych ludzi, zachęcanie ich do poszukiwania tego, co może ich zainteresuje, wytrwałości w tym co robią. Zachęcanie do aktywności, ale nie tylko dla własnej korzyści.
Musimy nie tylko nadążyć za światem, który coraz szybciej się zmienia, ale wyprzedzić oczekiwania i potrzeby młodzieży, a nie dostosowywać młodzież do swoich potrzeb. Ale z drugiej strony nie wolno popadać ze skrajności w skrajność, bo czym innym jest dostosowanie się do potrzeb środowiska, stawianie sobie i innym wyzwań i działanie, a czym innym jest pójście na łatwiznę i obniżenie wymagań, bo młodzież wołałaby nie musieć czegoś robić.

To właśnie jest ważne zadanie dla harcmistrzów, którzy powinni pilnować, aby poziom tego co się dzieje w harcerstwie był wysoki, a same działania atrakcyjne i skuteczne. Temu też miedzy innymi służy inspiracja i pokazanie lub zasugerowanie, że można działać i robić, ale inaczej, ciekawiej, co oznacza trudniej , ale bardziej wartościowo. Stare i znane wyzwania wychowawcze tylko zyskują nowy wymiar, poprzez rozwój technologii mają szersze i skuteczniejsze dotarcie do umysłów dzieci i młodzieży. Jednak mechanizmy społeczne niewiele się zmieniły od czasów BiPi. Jaki nasza rola "mistrzów" harcerskiego wychowania, a przynajmniej tych co chcą takimi być.

Mam również wrażenie, że harcerstwo w Polsce od paru lat stoi w miejscu i bliższe mu jest w tym momencie określenie organizacja wolnego czasu niż ruch wychowawczy. Między innymi poprzez wizerunek harcmistrzów, jaki aktualnie jest rozpowszechniony - siwe głowy w komisjach historycznych i kręgach seniorów dających zaliczenie służby, ale niekoniecznie wymagających robienia czegoś konkretnego poza paroma spotkaniami w roku. Skautmistrz Bear Grylls, naczelnik Boy Scouts w Wielkiej Brytanii, gotowy na wyzwania "współczesnej puszczy", zarówno tej prawdziwej, jaki tej miejskiej to bardzo dobrze odbierany przez młodzież przykład, dzięki dobrej promocji na Discovery. Może Harcmistrzowie powinni zamiast stać na straży pewnych zwyczajów, tradycji i symboli, dawać przykład determinacji, rzutkości, umiejętności znalezienia odpowiedzi na każde wyzwanie na oczach swych wychowanków ?. Jeśli harcerstwo ma podążać za światem i dostosowywać się do potrzeb społecznych środowisk, to może właśnie taka postawa jest odpowiedzią na przyszłe wyzwania. Choć ktoś musi stać na straży wartości, aby nie zatraciły się, gdy harcerstwo wpadnie w wir reform i zmian w pogoni za zmieniającym się światem, to jednak nie może harcmistrz być hamulcowym zmian a być ich lokomotywą.


Biała Olcha
(phm Katarzyna Kucińska HR
Komendantka Białego Szczepu im. St.Czarnieckiego w Krakowie
Z-czyni Komendanta Hufca ZHP Kraków Śródmieście)

Social Sharing: Facebook Google Tweet This

Brak komentarzy. Może czas dodać swój?
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.