Nawigacja
Agata Szwedowicz: Dr Janicka z PAN: mit "Kamieni na szaniec" domaga się analizy
"Kamienie na szaniec" Aleksandra Kamińskiego to jedna z najbardziej mitotwórczych książek w polskiej historii - uważa Elżbieta Janicka z Instytutu Slawistyki PAN. "Warto spojrzeć na ten mit analitycznie i zastanowić się, co z niego da się ocalić, a co powinno być raczej przestrogą" - dodaje badaczka.

"Kamienie na szaniec zostały wydane dwukrotnie podczas okupacji, po raz pierwszy w lipcu 1943 roku. Książka była szeroko czytana przez młodych ludzi, wywoływała entuzjazm. Można mówić o niej jako o podręczniku postaw patriotycznych, którego oddziaływanie nie słabło przez siedem kolejnych dekad. Dlaczego to oddziaływanie może wydawać się niepokojące? Bo przedstawia ona jako głęboko moralny i życiowo atrakcyjny wzorzec walki zbrojnej i śmierci "za ojczyznę" bez liczenia się z uwarunkowaniami, realną postacią i kosztami przemocy, także jej konsekwencjami moralnymi. W "Kamieniach na szaniec" śmierć jest przedstawiona jako romantyczna męska przygoda" - mówi Elżbieta Janicka.

Badaczka przypomina, że "Kamienie na szaniec", wznowione w lipcu 1944 roku, budowały atmosferę, w której wbrew racjonalnym przesłankom przystąpiono do Powstania Warszawskiego. Po wojnie książka utrzymała pozycję dzieła mitotwórczego."Kamienie..." były lekturą szkolną w latach 1946-1950, a potem od 1958 do 1969 roku. Ponownie w kanonie lektur znalazły się w 1978 roku fragmenty książki, a w roku 1985 - na powrót jej całość.

"Można więc powiedzieć, że przez pół wieku lektura opowieści o Akcji pod Arsenałem była częścią oficjalnej edukacji historycznej i polityki tożsamościowej. Związek Harcerstwa Polskiego kultywował tradycję Szarych Szeregów, organizowano rajdy Arsenał. W 1977 roku na podstawie książki Jan Łomnicki nakręcił film, który zdobył główną nagrodę na festiwalu filmowym w Gdyni i cieszył się wielką popularnością szkolnej widowni. W przypadku "Kamieni na szaniec" PRL-owski mainstream i opozycja były zgodne, że jest to książka ważna, propagująca właściwe postawy. W 1988 roku Janusz Tazbir, tworząc na łamach "Polityki" listę dzieł - "kamieni milowych polskiej świadomości", z literatury XX wieku umieścił na niej tylko jedną pozycję - właśnie Kamienie na szaniec" - dodaje Janicka.

Zdaniem badaczki głównym problemem związany z książką Kamińskiego jest fakt, że nigdy nie poddano jej krytycznej analizie. Nie pokuszono się też o umieszczenie opowieści Kamińskiego w kontekście historii okupacyjnej Warszawy, nie usytuowano opisywanych przez Kamińskiego postaci i wydarzeń na tle historycznym szerszym od przyjętego przez autora. "Kamienie na szaniec to tekst o takim zakresie oddziaływania i roli formacyjnej, że jego miejsce jest w lekturze szkolnej, ale nie na tym poziomie wiekowym co obecnie. To tekst dla zdecydowanie starszych odbiorców, gotowych podejść do niego poznawczo, a nie - wyznawczo, jak to się dziej obecnie. Analityczna praca z tekstem miałaby wówczas szanse prowadzić do samoświadomości i krytycznej refleksji nad wzorami kultury" - uważa Janicka.

Elżbieta Janicka: "Książka przedstawia jako głęboko moralny i życiowo atrakcyjny wzorzec walki zbrojnej i śmierci "za ojczyznę" bez liczenia się z uwarunkowaniami, realną postacią i kosztami przemocy, także jej konsekwencjami moralnymi. W "Kamieniach na szaniec" śmierć jest przedstawiona jako romantyczna męska przygoda".

Jednym z elementów, które wzbudzają wątpliwości badaczki, jest bardzo silnie zaznaczony w "Kamieniach na szaniec" kult przedwojennego warszawskiego liceum im. Stefana Batorego i działającej przy nim 23.Warszawskiej Drużyny Harcerskiej.

"Taki kult jest problematyczny, biorąc pod uwagę, że w latach 30. dokonywało się w Batorym "czyszczenie" szkoły i drużyny z osób pochodzenia żydowskiego. W latach 30. spowodowano odejście z pracy nauczycieli, którzy byli z pochodzenia Żydami, także wówczas, gdy jak wuj Krzysztofa Kamila Baczyńskiego Adam Zieleńczyk, wyznawali katolicyzm. "Czyszczono" również harcerstwo, co zresztą miało miejsce nie tylko w 23 WHD, a w ruchu harcerskim w całej Polsce. Ta sprawa do dzisiaj nie została przepracowana ani w ruchu harcerskim, ani w debacie publicznej. Nie uświadomiono sobie ani znaczenia, ani konsekwencji myślenia o wspólnocie w kategoriach etniczno-religijnych. W latach 30. w liceum Batorego dominował wpływ ONR-u. Przemoc na tle antysemickim, bójki w klasach, były na porządku dziennym. Antysemicka przemoc fizyczna i symboliczna panowała również na przedwojennych wyższych uczelniach. Rektorem, który wprowadził getto ławkowe na Politechnice Warszawskiej, był niezmiernie zasłużony dla nauki i dla konspiracji, Józef Zawadzki, ojciec Tadeusza Zawadzkiego, stawiany w książce za wzór bez skazy" - przypomina Janicka.

Zdaniem badaczki charakterystyczne jest też, że przez 70 lat do powszechnej świadomości nie przebiła się informacja o żydowskim pochodzeniu innej ważnej dla pokolenia Kolumbów postaci z tej szkoły - Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Jego wiersz zaczynający się od słów "Byłeś jak wielkie stare drzewo/ narodzie mój jak dąb zuchwały", a kończący się wezwaniem "Ludu mój! Do broni!" przez lata był w szkołach interpretowany w kontekście historii Polskiego Państwa Podziemnego.

"Zupełnie ignorowany był realny kontekst i kształt tej twórczości, fakt, że jej autorem był człowiek, który doświadczał antysemickiej przemocy przed wojną i którego wuj zginął wraz z rodziną wskutek denuncjacji po tzw. aryjskiej stronie. Wiersz, o którym mowa, napisany został w kwietniu 1943 roku, w związku z wybuchem u powstania w warszawskim getcie. Dotykamy tutaj problemu uporczywego infantylizmu polskiej kultury dominującej, która nie jest przyzwyczajona do autoanalizy i nie jest ciekawa sama siebie, nie drąży, nie krytykuje i nie próbuje przekraczać własnych tradycji. Sama się przez to wyjaławia" - uważa badaczka.

Według niej, także bohaterowie "Kamieni na szaniec" - Alek, Rudy i Zośka - zastygli w postaci zaakceptowanej przez szkolne interpretacje, zakonserwowano ich w martyrologii. "Ponieważ rozmawiamy w kulturze homofobicznej, gdzie zakwestionowanie czyjejś heteroseksualnej orientacji nie jest konstatacją, lecz denuncjacją, porównałabym Zośkę i Rudego do Achillesa i Patroklesa, pary legendarnych wojowników" - podkreśla Janicka, odwołując się do słów samego Zośki.

W relacji, na podstawie której Kamiński napisał "Kamienie na szaniec", Zośka tak pisze o dniach po uwolnieniu Rudego: "Wziął moją rękę w swoją dłoń i trzymał mocno. Mówił: "Tadeusz, ach Tadeusz, gdybyś wiedział...". Skarżył się na ból i mówił: "Tadeusz, jak rozkosznie, jak przyjemnie...". (...) Jęczał z bólu, jednocześnie mówiąc, jak jest szczęśliwy i jak jest rozkosznie. Na chwilę zasnął. Koło 12 Janek obudził się, zawołał mnie, kazał usiąść obok siebie i uścisnąć serdecznie. Te chwile wynagradzały nam wszystko. Potem opowiadaliśmy sobie nawzajem jeden przez drugiego, a bliskość nasza była dla nas prawdziwą rozkoszą. Wreszcie kazał mi się położyć obok siebie, objął mocno głowę i zasnął (...). Mówił, że już będziemy szczęśliwi, że będziemy wreszcie mieszkać razem, że pojedziemy na wieś, gdzie w lecie spędzaliśmy dwa niezapomniane, szczęśliwe dni. (...) Gdy byliśmy razem przyjemność mu sprawiało, gdy trzymałem go za ręce lub gładziłem ręką po głowie. Rozmowa była wtedy była otwarta, szczera i żaden z nas nie krył wtedy swojej niewysłowionej radości i przyjaźni" .

"Uważam, że to jeden z najpiękniejszych tekstów o miłości nieznającej granic, zaś cała wiedza na temat relacji bohaterów świadczy o niespotykanej sile i głębi tego uczucia" - mówi Janicka.

"Porównanie Zośki i Rudego do Achillesa i Patroklesa wydaje mi się adekwatne z jeszcze jednego względu. Achilles idzie na pobojowisko po ciało przyjaciela, oszalały z rozpaczy jak Zośka po śmierci Rudego i wyprawia mu pogrzeb, podczas którego uśmierca kilka dziesiątek jeńców. Zbyt łatwo zapominamy o kosztach Akcji pod Arsenałem. Pamięta się o Alku Dawidowskim, bo on został opisany w "Kamieniach na Szaniec" jako umierający bez żalu, z uśmiechem na ustach. Lekceważy się natomiast skalę niemieckiego odwetu. Pytanie o cenę i sens działania zadawało sobie dowództwo Szarych Szeregów, które bardzo długo nie chciało dopuścić myśli o odbiciu Rudego. Wcześniej akcji tego typu nie przeprowadzano nawet dla osób wysoko postawionych w podziemnej hierarchii, właśnie z uwagi na kolejne ofiary, które miałoby to za sobą pociągnąć. Myślę, że na wydanie zgody na Akcję pod Arsenałem miały wpływ dwa czynniki. Oczywiście ważny był stan Zośki, który parł do czynu, działając w stanie skrajnej rozpaczy i desperacji, zresztą z uwagi na jego stan psychiczny odebrano mu dowodzenie operacją. Ale w grę wchodził także element rywalizacji mityczno-symbolicznej wobec tego, co wydarzyło się w styczniu 1943 roku w warszawskim getcie. Doszło tam wówczas do zbrojnego starcia i czterodniowych walk z Niemcami. Charakterystyczne, że marcowa Akcja pod Arsenałem opisywana jest przez dowódcę Szarych Szeregów, Orszę, jako "największe działanie bojowe na terenie Warszawy od 1939 roku" " - przypomina badaczka.

Zdaniem Janickiej warto też pamiętać o kontekście, w jakim "Kamienie na szaniec" powstawały. Aleksander Kamiński rozpoczął pisanie książki 1 maja 1943 roku. Tego samego dnia na aryjską stronę wyszli wysłannicy Żydowskiej Organizacji Bojowej z informacją, że żydowscy powstańcy są już wyczerpani i proszą AK o pomoc w wyjściu z getta. Kamiński był jednym z trzech kontaktów Żydowskiej Organizacji Bojowej z komendą AK i tym samym człowiekiem doskonale zorientowanym w sytuacji. Wiedział, że prośba żydowskich bojowników pozostała bez odpowiedzi ze strony AK. Tworzył wielki mit polskiego podziemia, patrząc na płonące getto, o którego powstańcach nie wspomniał w tekście. W wersji powojennej dodał lakoniczny dopisek na ich temat.

Dlaczego Kamiński, człowiek który pomagał Żydom, Sprawiedliwy wśród Narodów Świata, uznał za stosowne przyjąć podczas pisania perspektywę wykluczającą powstańców getta z mitologii walczącej Warszawy? "Nie mam wątpliwości, że jego decyzja była motywowana świadomością, że w przeciwnym razie tekst napotkałby na opór czytelników. Mówiąc wprost: Kamiński liczył się z antysemityzmem odbiorców swojej książki" - mówi Janicka. Jest to dla niej przykład, jak brak analitycznego podejścia do tekstu "Kamieni na Szaniec" przyczynia się do tworzenia nieprawdziwego obrazu historii.

"Piszemy historię Polski, która jest opowieścią o etnicznych Polakach. Omijamy to, co działo się w tym samym mieście, w tym samym czasie, ulica w ulicę, z udziałem osób, które się wzajemnie znały. To krzywdzi realnych ludzi, infantylizuje myślenie, wyjaławia kulturę. Dlatego należy widzieć rzeczy w całej ich złożoności. Etos Polski Walczącej i historia Polskiego Państwa Podziemnego wymagają przemyślenia nie tylko z punktu widzenia mniejszości, lecz także z perspektywy cywilnej - w tym praw jednostki, praw dziecka oraz praw kobiet. Na etos "Kamieni na szaniec" warto spojrzeć analitycznie i zastanowić się, co z niego jest sens kultywować, a co powinno być dla odbiorców przestrogą" - dodaje badaczka.

Elżbieta Janicka - autorka monografii poety pokolenia wojennego, Andrzeja Trzebińskiego oraz książki "Festung Warschau", pracuje w Instytucie Slawistyki PAN.

Agata Szwedowicz (PAP)

aszw/ ls/

Social Sharing: Facebook Google Tweet This

Brak komentarzy. Może czas dodać swój?
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.